2 kontra 98

Czy naprawdę najważniejsze w dzisiejszej walce jest to, co Owsiak myśli o aborcji? WOŚP nie ma sobie równych w zbieraniu kasy na sprzęt medyczny, który ratuje życie nie tylko przyszłych centro-lewicowych liberałów, ale wszystkich. Bez względu na poglądy polityczne i wyznawane ideologie. Ok, Jerzy Owsiak jest figurą publiczną, osobą której się słucha i której się wierzy. Ale uczmy się mieć swój rozum. Wspieram działania WOŚP, bo uważam, że są ważne i potrzebne. I nie bardzo mnie interesują poglądy Owsiaka n.t. aborcji, obronności kraju czy małżeństw par jednopłciowych. Bojkotowałbym, gdyby się okazało, że WOŚP chce podłączać respiratory tylko osobom hetero, katolikom o poglądach konserwatywno-narodowych i ich rodzinom. Ale nie chce. Jak idę do warzywniaka po kapustę, to nie wypytuję sprzedawcy o jego stosunek do aborcji, uchodźców, wegetarianizmu czy pedofilii w kościele, nawet, jeśli ze zdaniem sprzedawcy liczy się pobliskie osiedle. W innym razie, mało gdzie, jeśli w ogóle, mógłbym kupić coś do żarcia, zatankować samochód czy wyposażyć mieszkanie. Uwaga, cytat z kartonika od herbaty: „życie to sztuka kompromisów”. Koniec cytatu.

Nawet już nie chodzi o to, co Jerzy Owsiak powiedział, a czego nie powiedział n.t. aborcji, ale o system wzajemnego niszczenia się i wypychania poza nawias społecznej solidarności. Coraz trudniej sobie wyobrazić sytuację, w której różne środowiska tzw. progresywne budują koalicję wzajemnego wsparcia i wspólnego działania. Bo zanim dojdzie do zwieńczenia tej budowli, wewnętrzna rozpierducha ideologiczna zdąży zrównać ją z ziemią. Według mnie kłopot polega właśnie na tym, że za wszelką cenę pragniemy jednego zwieńczenia, uniwersalnej kopuły, która zrówna nasze dążenia, marzenia i ambicje. A to nie będzie możliwe dopóty, dopóki będziemy różnić się w swoich poglądach, czyli nigdy. Nie ma takiej możliwości, że nawet w obrębie jednej grupy, będziemy mieć jednolite wyobrażenie o świecie. I całe szczęście. Ale zamiast skupiać się na tych umownych dwóch procentach, które nas różnią, może warto spojrzeć na pozostałe dziewięćdziesiąt osiem. Paradoks polega na tym, że te dwa procenty mają większą siłę przebicia od pozostałych dziewięćdziesięciu ośmiu. Kilowaty energii kosztuje nas zniwelowanie tej różnicy, tak że już nie starcza nam pary na zbudowaniu czegoś na tym, co jest przecież solidnym fundamentem setek tysięcy, jeśli nie milionów ludzi: prawa człowieka i zwierząt, humanistyka, równość, wolność, ekologia, swobody obywatelskie itd.

Dwa kontra dziewięćdziesiąt osiem! Wydawałoby się, że wynik jest rozstrzygnięty jeszcze przed pojedynkiem. Ale nie, dupa! Stawiając dwa po przecinku zazwyczaj nawet nie zwracamy na nie uwagi, zaokrąglając do liczby przed przecinkiem. Za to, jeśli po przecinku pojawi się dziewięćdziesiąt osiem to równamy do góry. I mimo że wiele przemawia za „dziewięćdziesiąt osiem”, to na gruncie dialogu okazuje się słabe i zostaje w tyle za „dwójką”. To trochę jak z koncepcją narodu: im bardziej homogeniczny, tym bardziej dąży do czystości narodowej. W Polsce dziewięćdziesiąt siedem procent to Polacy i Polki, pozostałe trzy procent to różne inne narodowości mniej lub bardziej niechciane. Dziewięćdziesiąt siedem procent! W myślach można sobie powiedzieć, że to właściwie sto procent. I chociaż te trzy procenty różnicy są bardzo ważne, to w ogólnym rozrachunku jesteśmy homogenicznym narodem. Ale, zamiast skupić się na tym, aby tym trzem procentom żyło się tu jak najlepiej (bo przecież siła polega na naszej większości, która jest nie do ruszenia, nawet jakby Polska przyjęła solidarnościowe kwoty uchodźców i uchodźczyń spoza UE), to robimy wszystko, żeby tym trzem procentom uprzykrzyć pobyt w ojczyźnie Jana Pawła II i Lecha Wałęsy. I wykorzystamy je jeszcze do rozgrywek politycznych między sobą i do wzajemnej nienawiści.

Tak oto, mimo że w przysłowiowych dziewięćdziesięciu ośmiu procentach jesteśmy po tej samej stronie walki z autorytaryzmem, nietolerancją, dyskryminacją, uprzedzeniami, to jednak zaczniemy od grzebania w tych dwóch procentach w imię utopijnej jednomyślności. I rzecz nie w tym, żeby nie ignorować tej różnicy, bo nierzadko ma ona fundamentalne znaczenie, ale w tym, aby umieć ją wykorzystać w sporze do przedstawienia swoich racji. Założenie, że skoro gramy do jednej bramki, to nie możemy mieć wątpliwości, czy aby zasady gry są słuszne, radykalnie zawęża pole porozumienia. A przecież im węższa szpara, tym mniej można zobaczyć i usłyszeć. Być może nigdy się nie dogadamy w tych dwóch procentach. Wtedy zawsze jest pozostałych dziewięćdziesiąt osiem, które mają potencjał nadziei. Jedyny warunek, to w ogóle je zauważyć.

Nienawiść jest fenomenalną siłą, która dodaje nam skrzydeł i ładuje baterie. Jej mankament jednak polega na tym, że nie bardzo rozróżnia, kto jest kto i z łatwością przeszczepia ten defekt na swoich nosicieli i swoje nosicielki. Niszczmy, pewnie! Bo jest co, a najpiękniejsze miasta powstają na gruzach. Tylko nie zabijajmy się nawzajem, bo nie będzie komu niszczyć starego porządku i budować nowego.