Zamiast podsumowania

Przez większość 2020 można było słyszeć jak bardzo jest chujowy i beznadziejny i wszyscy nie mogły się doczekać aż się skończy. Co i rusz ktoś odliczała dni do Sylwestra i z nadzieją spoglądał w przyszłość. Liczniki na stories kręciły się jak wędkarskie kołowrotki gdy bierze ryba, ale ryba nie brała. Wszystko było źle, że koronawirus, że zniszczone relacje (te międzyludzkie, bo te na FB i Insta miały się świetnie jak nigdy), że homeoffice, że dzieci w domu, że odwołane spektakle, że nie ma roboty, że chuj strzelił turnee po zakopiańskich spa, że nie ma się gdzie najebać bo bary pozamykane ani gdzie podyskutować o rewolucji bo w kawiarniach tylko na wynos, że wszystko zdrożało, że kurierzy nie dowożą żarcia na czas, że nie ma śniegu i że se nawet kurwa nie można z petardy strzelić na koniec tego zasranego roku.
I nagle nastała światłość. Stał się cud nad cudami. W magiczny sposób odwróciła się zła moneta, jak odwraca się na nogi żuk, który przez ostatnie 12 miesięcy leżał na skorupce i przebierał bezsilnie kończynami. Nagle dowiadujemy się z fejsbunia i instka, że tak właściwie ten 2020 rok to było bło-go-sła-wień-stwo. Zaczęło się wertowanie postów z ostatniego roku, z których jasno wynikało jak z Księgi Rodzaju, że w zasadzie to był wspaniały rok! Nagle można przeczytać, że nowe prace, stypendia, rezydencje i nagrody, medale, narodziny dzieci i adopcje psów, kolejne kontrakty, trzynaste emerytury, 500 plusy, podpisane umowy na książki, płyty i scenariusze, przyznane nowe projekty, granty, obronione doktoraty i habilitacje, zdobyte ośmiotysięczniki i przebiegnięte maratony, remonty w domach i nowe sadzonki w ogrodach, cudowne ozdrowienia i pokończone z wyróżnieniami kursy online, pootwierane nowe firmy i porejestrowane stowarzyszenia oraz fundacje, przełomowe współprace i rewolucyjne zmiany. Mało tego, odkryte wewnętrzne JA, pogłębione podróże w głąb siebie nie obarczone kwarantanną przekroczenia granicy, niespotykane dotąd przyjaźnie na odległość, wykwity globalnej empatii i czułości, oszałamiające poznanie siebie (nareszcie okazało się kim tak na prawdę jesteśmy), odkrycia na miarę Ameryki zjawisk wzajemności oraz kolektywizmu i ustanowienie słów roku: „wspólnota” i „troska”, odnalezienie w sobie ukrytych talentów i niespotykanego dotąd potencjału. Innymi słowy, to był genialny rok, który raczej już się nie powtórzy.
Dlatego, życzę wam przynajmniej tak dobrego roku jak ZOZO a jak ktoś jest ciekawa moich sukcesów w 2020 to może sobie zeskrolować mojego walla. Jeśli ci się nie chce to może po prostu znaczyć, że nie jesteś ciekaw więc na chuj będę tu publikował swoje podsumowanie.