INNY PORADNIK: Jak nie pomagać?

Możesz znaleźć dużo różnego rodzaju poradników jak dobrze pomagać uchodźcom i uchodźczyniom z Ukrainy, ale oczywiście wszystkie te porady można zastosować do ludzi w ruchu nie tylko z Ukrainy, ale i z każdego innego miejsca na ziemi, z którego osoby migrują z powodu wojen, prześladowań czy zmian klimatycznych. Innymi słowy, rady te mają zastosowanie nie tylko wobec chrześcijan uciekających z Ukrainy, ale również wobec osób innych wyznań uciekających na przykład z sąsiedniej Białorusi, z tą różnicą, że goszczenie tych pierwszych jest aktem człowieczeństwa a tych drugich przestępstwem.

Tak czy inaczej, chciałem się z wami podzielić moimi obserwacjami wobec pomagania innym, ale i sobie. Nie raz i nie dwa się zdarza, że ktoś nie czuje ogólnokrajowego zewu pomocy, do czego ma pełne prawo, ale klimat hurra-solidaryzmu panujący wokół kryzysowych sytuacji tworzy pewnego rodzaju „przymus” społeczny do pomagania. Piszę „przymus” w cudzysłowie bo to nie jest przymus sensu stricto, gdy ktoś siłą próbuje nas przymusić do czegoś, tylko „przymus” symboliczny zbudowany na nieśmiertelnej Foucaultowskiej zasadzie panoptikonu: mimo że nikt nade mną nie stoi z batem to ja sam się podporządkuje pod dyktando większości, żeby nie wyjść na bezdusznego i nieczułego. Tak to w skrócie działa: wystarczy patrzące oko większości, żeby przywołać nas do porządku, żebyśmy poczuły się nieswojo robiąc wbrew większości. A większość jest w pilnym trybie pomagania. Zatem wypada, żeby każdy i każda działał i działała w identycznym trybie.

Powtarzające się pytania czy i jak pomagamy potrzebującym, komentarze nie znoszące sprzeciwu wobec palącej potrzeby pomagania czy uwagi na temat stopnia naszego zaangażowania w pomoc są formą miękkiej przemocy i w tym sensie mają za zadanie „przymusić” nas do podporządkowania się wszechogarniającej idei pomocy bliźniemu w potrzebie. Nie ma tu miejsca na odmowę czy miganie się od pomocy bo zaraz zostaniemy przywołane do porządku stosownymi komentarzem i uwagą. Bo przecież pomaganie innym to najwyższa realizacja człowieczeństwa. To sprawdzian naszej wrażliwości i egzamin z troski. Uporczywe wskazywanie potrzeby pomagania jako dziesiątki na tarczy humanitaryzmu to nic innego jak upominanie tych, którzy ociągają się z pomocą oraz poddawanie pod wątpliwość ich człowieczeństwa.

A przecież masz pełne prawo do tego, żeby nie pomagać innym. To jest twój wybór i twoja decyzja. Identycznie jak twoim wyborem i decyzją jest twoje ciało, prawa reprodukcyjne czy prawo do tożsamości psycho-seksualnej. Jeśli pilnie zabiegam o prawa do samostanowienia i autonomii jednostki, równie pilnie powinno mi zależeć na prawie do podjęcia lub odmowy pomocy bliźniemu. To jest twoja, i tylko twoja sprawa czy chcesz pomóc drugiemu człowiekowi czy nie. Jeśli mam w zwyczaju nie komentować twoich wyborów, również i tego nie będę komentował. Mogę błysnąć przykładem, opowiedzieć jak i komu pomogłem, dorzucając do tego, że dieta wegańska służy mi od 20 lat i nigdy lepiej się nie czułem, ale to tyle. Bo decyzja, co zrobisz z tymi informacjami, należy wyłącznie do ciebie. Nie jest moją rolą „na siłę” przekonywać cię do swoich racji ani tym bardziej krytykować twoich decyzji tylko dlatego, że mi się nie podobają. To, że mi się coś nie podoba, to mój problem, nie twój.

A zatem, tak, możesz nie pomagać. Nie ma w tym nic zdrożnego ani niestosownego, tak samo jak w decyzji czy pójdziesz pieszo chodnikiem, czy na przełaj przez łąkę. Fakt, że większość coś robi nie oznacza, że właśnie tak należy robić, nawet jeśli jest to zbożny cel. Masz całkowite prawo odmówić pomocy i wcale się z tego nie tłumaczyć. Być może jesteś właśnie po wyczerpującym kwartale pracy w ośrodku dla uchodźców i uchodźczyń albo w szpitalu, a może tydzień nie spałaś bo brałaś nadgodziny w pracy, a może zaliczyłeś wypalenie aktywistyczne, a może właśnie ktoś bliski ci umarł i mierzysz się z tą śmiercią, a może masz depresje, a może przeżywasz traumę, a może potrzebujesz spędzić więcej czasu ze swoimi dziećmi, a może świadomość wojny cię paraliżuje, a może po prostu nie chcesz i masz ku temu swoje powody. I to jest ok. Wszystko w porządku, możesz, nie musisz. Nie ma jednego ustalonego, a tym bardziej lepszego czy gorszego przeżywania sytuacji stresowej. To jest turbo indywidualna sprawa. Może potrzebujesz zająć się sobą, mimo że obok jest wojna, mimo że dzieci umierają na malarie, robotnicy dostają głodowe pensje, lokatorzy są eksmitowani a handel ludźmi i morderstwa osób transseksualnych są na najwyższym poziomie niż kiedykolwiek wcześniej. I być może to jest niestosowne, nieadekwatne do sytuacji, niepoważne i nieodpowiedzialne z perspektywy większości, ale gdzie świat byłby dzisiaj, gdybyśmy robiły i robili tylko to, co jest stosowne, adekwatne i odpowiedzialne. Być może potrzebujesz zatrzymać się na chwilę, złapać oddech, odpocząć, naładować baterie, żeby potem pomagać jeszcze lepiej albo dalej nie pomagać. To wyłącznie twoja sprawa. Może mi się to nie podobać, ale wolę sobie nie wyobrażać świata, w którym wszyscy i wszystkie robią tylko to, co mi się podoba. A nigdy nie jest tak, że wszystko co robisz jest w poprzek większości. O to się nie martw. Zazwyczaj jest wręcz odwrotnie. Dlatego nie przejmuj się zbytnio (wiadomo, całkowicie się nie da) jak czasem zrobisz coś, co większości się nie podoba. A teraz, w duchu ćwiczeń Feldekraisa i The Nap Ministry: odpocznij.